Sport \ Niesamowita historia Rajdu Dakar - Człowiek kontra pustynia
Za niespełna dwa tygodnie rozpocznie się kolejna edycja Rajdu Dakar. Trasa ma być wyjątkowo trudna, na starcie zamelduje się rekordowa liczba 556 zawodników z 60 krajów. Kto by pomyślał, że nie byłoby tego szaleństwa, gdyby pewien Francuz nie pobłądził na pustyni przed blisko czterdziestoma laty
Był rok 1977, kiedy Francuz Thierry Sabine zgubił się na pustyni podczas rajdu Abidżan–Nicea. Jak głosi anegdota, francuski motocyklista pomylił trasę, przemierzając Pustynię Libijską. Przez kilka dni błąkał się po piaskach, wydmach i bezdrożach. Kiedy udało mu się w końcu dotrzeć do najbliższej miejscowości, stwierdził, że po powrocie do Francji musi zorganizować rajd, w którym zawodnicy będą zmagać się – tak jak on – z siłami pustynnej natury. Na realizację szalonego pomysłu nie trzeba było długo czekać. 26 grudnia 1978 r. z placu Trocadero w Paryżu wyruszyło 182 śmiałków, którzy mieli do przebycia aż 10 tys. km, z tego blisko 1/3 w odcinkach specjalnych. Do mety dojechała niespełna połowa. Już pierwsza edycja okazała się gigantycznym sukcesem sportowym i medialnym. Cała Europa Zachodnia zachwycała się niesamowitym krajobrazem Afryki i ekstremalnym wysiłkiem, któremu kierowcy muszą stawić czoło. Już wtedy było pewne, że rajd, zwany wówczas Rajdem Paryż–Dakar, na stałe trafi do kalendarza imprez sportowych.
Na początku były jelcze
Polacy spróbowali swoich sił w najtrudniejszym rajdzie świata osiem lat później. Na pustyni zadebiutowali Adam Chmielewski i Feliks Gaca. Obaj wystartowali w specjalnie przygotowanych przez fabrykę Jelcza ciężarówkach. Potężne dwunastotonowe pojazdy mogły rozpędzać się do 140 km na godzinę i były wyposażone w skrzynie biegów z szesnastoma przełożeniami. Podczas prologu polskie załogi spisały się rewelacyjnie. Chmielewski był ósmy, a Gaca dziewiąty. Problemy zaczęły się dzień później. Podczas drugiego etapu w jelczu Gacy nawaliła pompa wtryskowa. Ostatecznie obu ekipom udało się dojechać do czwartego etapu. W toczonej na Saharze rywalizacji w obu jelczach uszkodzeniu uległ przedni most, z tego powodu samochody miały tylko napęd na tylną oś. Naprawa okazała się niemożliwa w pustynnych warunkach i obie załogi już na początku rajdu musiały wycofać się z zawodów. Fiaskiem zakończyła się także próba podjęta rok później. Udało się, choć połowicznie, dopiero w 1988 r. W udoskonalonej wersji Jelcza 266 Rally Turbo metę przekroczyli Jerzy Mazur i Julian Obrocki. Dokonali tego jednak już po limicie czasowym i nie zostali sklasyfikowani w zestawieniu końcowym.
Lepsze czasy z ORLEN Team
Tak naprawdę Polacy zaczęli odgrywać znaczącą rolę w Dakarze wraz z powstaniem ORLEN Team. Był rok 1999, kiedy Jacek Czachor, który pracował w jednym z salonów motocyklowych, odbył długą pogawędkę z pracownikiem PKN ORLEN o powołaniu do życia zespołu rajdowego, który z powodzeniem wystartuje w pustynnym rajdzie. Okazało się, że nie było to czcze gadanie, tylko konkretna rozmowa, która marzenia szybko przekuła w rzeczywistość.
6 stycznia 2000 r. w 22. edycji Rajdu Dakar na starcie zameldowali się Jacek Czachor i Marek Dąbrowski. – Przed pierwszym etapem zdarzyła się nam śmieszna historia. Startowaliśmy w mieście Dakar (trasa wiodła z Dakaru do Kairu – przyp. red.). Pamiętam, że przyznano nam numery 192 i 193, dwie ostatnie pozycje. Mieliśmy książkę drogową, zjechaliśmy i… zabłądziliśmy w mieście. Po półgodzinnej jeździe zaczęliśmy pytać ludzi, gdzie jest rampa startowa. Dojechaliśmy na ostatnią chwilę, samochody już ruszały. Trzymaliśmy się jednego z nich, żeby bezpiecznie wyprowadził nas z miasta – wspomina początki ORLEN Team Czachor. Obaj dojechali do mety, zostając pierwszymi polskimi motocyklistami, którzy ukończyli Rajd Dakar. Zresztą w przypadku Czachora tak było w czternastu kolejnych edycjach, w których brał udział.
Przez te lata ORLEN Team stał się nieformalną reprezentacją Polski w sportach motorowych. Tymczasem rajd zmienił lokalizację, przenosząc się z Afryki do Ameryki Południowej.
Ekipa mocna jak nigdy
– Szesnaście lat to szmat czasu. Ekipa przeszła niesamowitą zmianę. Na pierwszy Dakar jechaliśmy we dwóch, z Jackiem Czachorem, i mieliśmy do dyspozycji po jednym mechaniku. Teraz ORLEN Team to naprawdę duży zespół ludzi pracujących na nasz sukces. To, jak zmienia się sam ORLEN Team, najlepiej pokazują pojazdy, którymi jeździmy. To absolutny top. Kuba Piątek, choć jest młodym zawodnikiem, ma najlepszych trenerów i kapitalny fabryczny sprzęt – opowiada Dąbrowski, który wspólnie z Czachorem porzucił motor w 2013 r. Obaj przesiedli się do samochodu. W swoim debiucie zajęli znakomite siódme miejsce. Jak będzie teraz? – Marzymy o wygranej, ale pewne jest, że będziemy „cisnąć” od samego początku do końca – deklaruje Czachor.
Apetyt na miejsce w czołowej dziesiątce ma Adam Małysz. Były skoczek narciarski już na dobre okrzepł w pustynnym ściganiu. Do tego ma znakomitego pilota – Xaviera Panseri. Francuz w tym roku zajął trzecie miejsce w Dakarze, startując z Krzysztofem Hołowczycem. Skład ORLEN Team uzupełnią Jakub Przygoński, motocyklista Jakub Piątek i qudowiec Rafał Sonik.
Artykuł powstał przy współpracy z ORLEN Team
Był rok 1977, kiedy Francuz Thierry Sabine zgubił się na pustyni podczas rajdu Abidżan–Nicea. Jak głosi anegdota, francuski motocyklista pomylił trasę, przemierzając Pustynię Libijską. Przez kilka dni błąkał się po piaskach, wydmach i bezdrożach. Kiedy udało mu się w końcu dotrzeć do najbliższej miejscowości, stwierdził, że po powrocie do Francji musi zorganizować rajd, w którym zawodnicy będą zmagać się – tak jak on – z siłami pustynnej natury. Na realizację szalonego pomysłu nie trzeba było długo czekać. 26 grudnia 1978 r. z placu Trocadero w Paryżu wyruszyło 182 śmiałków, którzy mieli do przebycia aż 10 tys. km, z tego blisko 1/3 w odcinkach specjalnych. Do mety dojechała niespełna połowa. Już pierwsza edycja okazała się gigantycznym sukcesem sportowym i medialnym. Cała Europa Zachodnia zachwycała się niesamowitym krajobrazem Afryki i ekstremalnym wysiłkiem, któremu kierowcy muszą stawić czoło. Już wtedy było pewne, że rajd, zwany wówczas Rajdem Paryż–Dakar, na stałe trafi do kalendarza imprez sportowych.
Na początku były jelcze
Polacy spróbowali swoich sił w najtrudniejszym rajdzie świata osiem lat później. Na pustyni zadebiutowali Adam Chmielewski i Feliks Gaca. Obaj wystartowali w specjalnie przygotowanych przez fabrykę Jelcza ciężarówkach. Potężne dwunastotonowe pojazdy mogły rozpędzać się do 140 km na godzinę i były wyposażone w skrzynie biegów z szesnastoma przełożeniami. Podczas prologu polskie załogi spisały się rewelacyjnie. Chmielewski był ósmy, a Gaca dziewiąty. Problemy zaczęły się dzień później. Podczas drugiego etapu w jelczu Gacy nawaliła pompa wtryskowa. Ostatecznie obu ekipom udało się dojechać do czwartego etapu. W toczonej na Saharze rywalizacji w obu jelczach uszkodzeniu uległ przedni most, z tego powodu samochody miały tylko napęd na tylną oś. Naprawa okazała się niemożliwa w pustynnych warunkach i obie załogi już na początku rajdu musiały wycofać się z zawodów. Fiaskiem zakończyła się także próba podjęta rok później. Udało się, choć połowicznie, dopiero w 1988 r. W udoskonalonej wersji Jelcza 266 Rally Turbo metę przekroczyli Jerzy Mazur i Julian Obrocki. Dokonali tego jednak już po limicie czasowym i nie zostali sklasyfikowani w zestawieniu końcowym.
Lepsze czasy z ORLEN Team
Tak naprawdę Polacy zaczęli odgrywać znaczącą rolę w Dakarze wraz z powstaniem ORLEN Team. Był rok 1999, kiedy Jacek Czachor, który pracował w jednym z salonów motocyklowych, odbył długą pogawędkę z pracownikiem PKN ORLEN o powołaniu do życia zespołu rajdowego, który z powodzeniem wystartuje w pustynnym rajdzie. Okazało się, że nie było to czcze gadanie, tylko konkretna rozmowa, która marzenia szybko przekuła w rzeczywistość.
6 stycznia 2000 r. w 22. edycji Rajdu Dakar na starcie zameldowali się Jacek Czachor i Marek Dąbrowski. – Przed pierwszym etapem zdarzyła się nam śmieszna historia. Startowaliśmy w mieście Dakar (trasa wiodła z Dakaru do Kairu – przyp. red.). Pamiętam, że przyznano nam numery 192 i 193, dwie ostatnie pozycje. Mieliśmy książkę drogową, zjechaliśmy i… zabłądziliśmy w mieście. Po półgodzinnej jeździe zaczęliśmy pytać ludzi, gdzie jest rampa startowa. Dojechaliśmy na ostatnią chwilę, samochody już ruszały. Trzymaliśmy się jednego z nich, żeby bezpiecznie wyprowadził nas z miasta – wspomina początki ORLEN Team Czachor. Obaj dojechali do mety, zostając pierwszymi polskimi motocyklistami, którzy ukończyli Rajd Dakar. Zresztą w przypadku Czachora tak było w czternastu kolejnych edycjach, w których brał udział.
Przez te lata ORLEN Team stał się nieformalną reprezentacją Polski w sportach motorowych. Tymczasem rajd zmienił lokalizację, przenosząc się z Afryki do Ameryki Południowej.
Ekipa mocna jak nigdy
– Szesnaście lat to szmat czasu. Ekipa przeszła niesamowitą zmianę. Na pierwszy Dakar jechaliśmy we dwóch, z Jackiem Czachorem, i mieliśmy do dyspozycji po jednym mechaniku. Teraz ORLEN Team to naprawdę duży zespół ludzi pracujących na nasz sukces. To, jak zmienia się sam ORLEN Team, najlepiej pokazują pojazdy, którymi jeździmy. To absolutny top. Kuba Piątek, choć jest młodym zawodnikiem, ma najlepszych trenerów i kapitalny fabryczny sprzęt – opowiada Dąbrowski, który wspólnie z Czachorem porzucił motor w 2013 r. Obaj przesiedli się do samochodu. W swoim debiucie zajęli znakomite siódme miejsce. Jak będzie teraz? – Marzymy o wygranej, ale pewne jest, że będziemy „cisnąć” od samego początku do końca – deklaruje Czachor.
Apetyt na miejsce w czołowej dziesiątce ma Adam Małysz. Były skoczek narciarski już na dobre okrzepł w pustynnym ściganiu. Do tego ma znakomitego pilota – Xaviera Panseri. Francuz w tym roku zajął trzecie miejsce w Dakarze, startując z Krzysztofem Hołowczycem. Skład ORLEN Team uzupełnią Jakub Przygoński, motocyklista Jakub Piątek i qudowiec Rafał Sonik.
Artykuł powstał przy współpracy z ORLEN Team
Autor:
Numer: